Tak więc witajcie w Nowym Roku! Minął już, co prawda, jego pierwszy tydzień. Ale zwlekałam z kolejnym postem po to, by jakoś efektownie rozpocząć nowy blogowy rok. A co dobrego on przyniesie?
Kolejne wycieczki w głąb rękodzielniczego świata. Na początek coś, co fascynuje mnie już od ponad roku - miniatury! Urzekły mnie od pierwszego wejrzenia, lecz mimo to, minęło sporo czasu, zanim postanowiłam się z nimi zmierzyć osobiście. Przez kilka miesięcy wpadałam w zachwyt oglądając prace innych, bardziej doświadczonych osób. Ten tydzień okazał się przełomowy i dziś prezentuję Wam moje absolutne początki w tej dziedzinie. Komódka (wysokość 8 cm), którą wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, powstała w jeden wieczór. A następnego postanowiłam do niej stworzyć anturaż w podobnym stylu. Projekt najpierw rozrysowałam na papierze, z jego realizacją nie miałam żadnych problemów (chyba przydały się studia na politechnice;) ). Kłopotliwe było jedynie ustalenie odpowiednich wymiarów - w wyobraźni widziałam tę komódkę jako niską i szeroką, ale wyszło, jak wyszło.
Przyznam się Wam szczerze, że już dawno nie miałam tyle frajdy z tworzenia, jak przy klejeniu tego mebelka. A plusem jest także to, że w końcu mogę wykorzystać wszystkie odpadki z tektury, które zostają po albumach i pudełkach, a których żal wyrzucić. Ścinków nazbierałam już sporo, a niemal każdego dnia przybywają nowe, zatem wkrótce możecie spodziewać się kolejnych miniaturowych realizacji.
Wspaniała! Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWow ...... fantastyczne jestem pełna podziwu !!
OdpowiedzUsuńCudowne maleństwa!Aż trudno uwierzyć,że to Twoje początki;)
OdpowiedzUsuńNiesamowite sa te Twoje mebelki, dopieszczone i urocze! W życiu bym nie pomyślałam, że to klejone ręcznie z tektury :)
OdpowiedzUsuń